Były petycje, analizy, listy i wystąpienia, m.in. rzecznika praw obywatelskich. Wszystkie dotyczyły zielonej strzałki, która pozwala skręcić w prawo, zanim jeszcze zapali się „główne” zielone światło.
Strzałka i mandat
To jednak posunięcie warunkowe. Kierowca musi się upewnić, że może bezpiecznie wykonać manewr. Czy na przejściu dla pieszych nikogo nie ma, czy nie uderzy w inny pojazd.
Musi także – zanim wykona manewr – zatrzymać się przed strzałką. Jeżeli tego nie zrobi, naraża się na mandat w wysokości 100 zł i 6 punktów karnych.
Gdzie jest problem? Analizy fachowców wskazują, że zatrzymywanie się przed strzałką nie pomaga bezpieczeństwu, a często powoduje raczej groźne sytuacje.
Policja mniej surowa
Problematyczne jest także to, że policja za złamanie przepisów stosuje łagodniejsze sankcje, a system CANARD, nad którym władzę sprawuje Główny Inspektorat Transportu Drogowego, podchodzi do sprawy surowiej.
„W efekcie kierowca, który w momencie pokazywania »zielonej strzałki« przez sygnalizator skręci bez zatrzymania się, w razie ujawnienia wykroczenia przez system CANARD przekroczy dopuszczalną liczbę 24 punktów karnych już przy drugim wykroczeniu, zaś w razie ujawnienia wykroczenia przez Policję – dopiero za czwartym razem. Jedyną różnicą jest to, który organ to ujawnił i nałożył mandat oraz punkty karne” – zwraca uwagę RPO.
Dobra wiadomość
Wydaje się, że Ministerstwo Infrastruktury w końcu wsłuchało się w te głosy i zamierza zlikwidować obowiązkowe zatrzymywanie się przed strzałką.
„Nowe prawo powinno wejść w życie już w 2026 r., jednak resort infrastruktury zwlekał z przygotowaniem nowelizacji i dopiero teraz odbiera od naukowców rekomendacje dotyczące zmian” – donosi brd24.pl.
Zostały przedstawione podczas sejmowej Komisji Infrastruktury.
– Patrząc na analizy zdarzeń drogowych z niechronionymi użytkownikami dróg na „zielonej strzałce”, jest to poniżej 1 proc. wszystkich zdarzeń, z tego 0,07 proc. to zdarzenia z jakimś uszczerbkiem na zdrowiu. Jest to więc skala minimalna, biorąc pod uwagę, że rocznie w Polsce jest ok. 45 tys. zdarzeń na sygnalizacji świetlnej. Zaproponowaliśmy więc, by kierowcy nie musieli się zatrzymywać – mówił dr inż. Damian Iwanowicz z Politechniki Bydgoskiej.








Napisz komentarz
Komentarze