To sytuacja, której w sklepie doświadcza wiele osób. Chodzi o ceny. Na półkach wiszą karteczki z informacją, ile trzeba zapłacić za mleko, cukier, napój czy masło. I często jest tam wiele cyfr.
– Regularnie jestem zdezorientowany. Wiszą ceny i to różne. Coś kosztuje 5 zł, ale żeby się doczytać, należy się wysilić, bo znacznie większa jest niższa cena, np. 3 zł. Tylko że to wartość produktu z aplikacją i kiedy kupi się trzy sztuki. Jestem w sklepie skołowany i przy kasie często zaskoczony, ile naprawdę muszę zapłacić – narzeka pan Krzysztof.
Masło z Biedronki zaskoczyło starsze małżeństwo
I właśnie taką sytuację na portalu X opisał Tomasz Owczarek
„Podchodzi sobie starsze małżeństwo. „O, patrz Kaziu, masło po 5 zł, to wezmę trzy”. Wtrącam się i tłumaczę, że kosztuje 8 zł, a 5,33 to przy zakupie 6 i karcie sklepowej. „A to dziękuję, tyle nie potrzebuję, jedno wystarczy”. Gdybym tam nie stał, to by kupili te 3 sztuki po 8 zł w przekonaniu, że były za 5. I tak codziennie nas te sklepy oszukują”.
I zaapelował do państwa, że powinno zmienić przepisy i „ukrócić tę patologię”. Tomasz Owczarek uważa, że wielkość cyfr ceny promocyjnej powinna być nie większa, niż cyfra ceny regularnej.
Ministra reaguje. „Przyjrzymy się temu!”
Głos w tej sprawie zabrała Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej.
„Przyjrzymy się temu! Wolny rynek musi służyć obywatelom, a nie dawać przestrzeń do łamania reguł wielkim korporacjom” – odpowiedziała w internecie.
I skomentowała, że łatwo się nabrać na taką promocyjną pułapkę. „Policzcie sobie, ile to jest czystego zysku, nawet jeśli to tylko 5 zł na co piątym kliencie” – dodaje ministra.
Takimi sprawami zajmuje się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Już kilka razy zwracał uwagę na sposób eksponowania cen w sklepach. Także w Biedronce. W lipcu tego roku UOKiK informował, że wobec właściciela sieci sklepów rozpoczął postępowanie wyjaśniające.
Napisz komentarz
Komentarze